Jak już zapewne wiecie w garażu ostatnio zadomowiła się Yamaha XTZ 750 Super Tenere moja nowa towarzyszka podróży. I chociaż jest w świetnym stanie bo poprzedni właściciel w dużej mierze rozebrał ją na części i poskładał na nowo to ma jednak już 27 lat na karku więc tu i ówdzie należałoby jeszcze zajrzeć. Jako pierwsze na tapet wskoczyły przewody hamulcowe. Jeszcze przed kupnem sprawiły mi psikusa i kiedy chciałem wziąć ją na próbną jazdę okazało się, że jeden przecieka. Na szczęście dzień później udało się dokupić podobny po to tylko żebym mógł zobaczyć jak to cudo jeździ. Oczywiście miałem wziąć ją tylko na chwilę. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia i na dzień dobry zrobiłem ponad 70 kilometrów. Nie było innej opcji, trzeba było ją kupić. Jeszcze tego samego dnia trochę pojeździłem i wróciłem nią do garażu co dało łącznie 270 km na dzień dobry. Cały czas mając w głowie to, że przewody są już stare i w każdej chwili mogą zrobić mi niezłego psikusa od razu zamówiłem nowy komplet przewodów w stalowym oplocie. Producent zaleca wymianę co 6 lat, a nawet najmłodsza Tenera ma ich już 20 na karku. Z przewodami w oplocie mam już dobre doświadczenie z mojej Kawy, więc i tutaj spodziewałem się lepiej wyczuwalnego, precyzyjniejszego i mniej gumiastego hamulca 🙂 Na dzień dobry poszły przewody przednie i o tym właśnie jest ten wpis.
 
Cała wymiana jest dosyć prosta, ale myślę, że i tak warto ją opisać. W końcu miało się tu pojawiać wszystko co dzieje się w garażu, nie tylko większe, czasochłonne projekty, ale również te mniejsze wymiany i naprawy.
 

Niedzielna aura nie sprzyjała wypadom na jakiekolwiek trasy, szczególnie na kostkowych oponach, wiec przerwę między jednym deszczem, a drugim poświęciłem pracy w garażu. Dostęp do wszystkiego był bardzo dobry i nie wymagał rozbierania nic poza samym układem.
 
 
 
 
 
 
 
Prace zacząłem od spuszczenia płynu hamulcowego. Koniecznie trzeba przy tym pamiętać o osłonięciu wszystkich powierzchni, szczególnie lakierowanych, aby nie miały kontaktu z płynem hamulcowym, ponieważ rozpuszcza on lakier.
 
 
Odkręciłem przewód przy zacisku, uprzednio podstawiając kubeczek, w który „łapałem” płyn.
 
 
Po opróżnieniu jednego przewodu powtórzyłem operację przy drugim zacisku.
 
Następnie odkręciłem obejmy mocujące przewody do lag, a oba przewody od znajdującego się na dolnej półce trójnika.
 
 
W kolejnym kroku zająłem się zdjęciem trzeciego przewodu  – od pompy do trójnika. Odkręciłem trójnik od półki,
 
 
a następnie przewód od pompy.
 
 
 
Stary układ zdemontowany wiec przyszedł czas na montaż nowego.
 
 
Zakupiłem przewody HEL – wypróbowane już wcześniej w Kawie. Zestaw zawiera wszystko co potrzeba, czyli oprócz przewodów wszelkie śruby i miedziane podkładki, a nawet obejmy do zamocowania przewodów do nadwozia. W zestawie znalazły się przewody zarówno na przód jak i na tył.
 
 
Jeśli chodzi o przód wybrałem wersję różniącą się od fabrycznego układu. Zamiast trzech przewodów i trójnika w zestawie znajdują się dwa długie przewody prowadzące od pompy bezpośrednio do zacisków. Żadnych trójników, żadnych zbędnych elementów. Uznałem, że taka wersja może być skuteczniejsza niż standardowa. I podobne opinie wyczytałem na forum. Jedni twierdzili, że w tej wersji hamulec jest bardziej precyzyjny i łatwiejszy w odpowietrzaniu. Inni nie widzieli różnicy. Czyli zawsze była szansa, że będzie lepiej. A przynajmniej nie będzie gorzej 🙂
 
Montaż zacząłem od zacisku. Podkładka, przewód, podkładka i śruba. Oczyszczenie powierzchni styku podkładki z zaciskiem i wstępnie lekko wkręciłem śrubę.
 
 
Podobnie z drugiej strony.
 
 
Następnie poprowadziłem przewody na górę tą samą drogą, którą szły oryginalnie i przykręciłem do pompy.
 
 
 
 
W miejscu, w którym wcześniej był trójnik wykorzystałem dołączone do zestawu obejmy. Co ciekawe, trójnik był mocowany tylko jedną śrubą. W drugim z otworów znajdował się kołek ustalający. Mimo to oba otwory były nagwintowane gwintem M6. Zupełnie jakby ktoś jeszcze w fabryce przewidział możliwość takiego przerobienia układu.
 
 
Dodatkowo wykorzystałem obejmy ze starych przewodów do przymocowania nowych tak jak w oryginale czyli do lag.
 
 
Kiedy upewniłem, że wszystko poprowadzone jest jak należy, nic nigdzie nie haczy, jest miejsce na pracę zawieszenia itd. zacząłem dokręcać śruby mocujące. Oczywiście, żeby nie przedobrzyć, a zarazem zapewnić szczelność układu posłużyłem się kluczem dynamometrycznym i dokręciłem wszystko zgodnie ze specyfikacją producenta.
 
 
Pozostało zalać układ świeżym płynem i odpowietrzyć. W tym momencie deszcz o sobie przypomniał i musiałem szybko chować się do garażu. Na szczęście samo napełnianie i odpowietrzanie nie wymagało wiele miejsca.
 
Zacząłem od zdjęcia pokrywki ze zbiorniczka i napełnienia go świeżym płynem.
 
 
Na odpowietrznik na jednym z zacisków założyłem klucz i gumowy wężyk, a drugi koniec wężyka włożyłem do butelki, do której wlałem nieco płynu. Tak aby koniec był zanurzony i nie łapał powietrza. Żeby nie martwić się, że rozleje płyn albo wężyk wynurzy się ponad jego powierzchnię zastosowałem sprawdzony już przeze mnie patent. W nakrętce wywierciłem otwór o średnicy równej średnicy zewnętrznej wężyka i przecisnąłem przez niego wężyk. Po nakręceniu na butelkę koniec pozostawał zanurzony w płynie i nie było ryzyka rozlania płynu. Warto dodać niewielki otworek przez, który będzie uciekać powietrze w miarę napełniania butelki płynem.
 
 
 
Następnie odkręciłem odpowietrznik i pilnując, aby w zbiorniczku cały czas był płyn pompowałem, aż z odpowietrznika zaczął płynąć płyn.
 
Operację powtórzyłem dla drugiego zacisku i przyszedł czas na odpowietrzanie. Procedura podobna. Z tą różnicą, że najpierw zakręcamy odpowietrznik. Pompujemy kilka razy, a następnie cały czas ściskając klamkę odkręcamy odpowietrznik. Zakręcamy ponownie i dopiero puszczamy klamkę. Robimy to tak długo, aż z odpowietrznika przestaną lecieć bąbelki powietrza. Cały czas pilnujemy poziomu płynu w zbiorniczku przy klamce.
 
Po odpowietrzeniu obu zacisków uzupełniamy płyn w zbiorniczku i zamykamy pokrywkę.
 
Układ był gotowy do pierwszej jazdy. Oczywiście pogoda nie pozwoliła na próby i musiałem czekać do następnego dnia. Chociaż na klamce czuć było, że hamulec reaguje wcześniej i dość sztywno.
 
Pogoda poprawiła się dopiero w poniedziałkowe popołudnie i wtedy też wziąłem Tenerę na jazdę próbną. Na początek wszystko posprawdzałem pod kątem wycieków. Dla pewności – mimo, że robiłem to już w niedziele – jeszcze raz wszystko dokładnie powycierałem, żeby mieć pewność, że nie ma żadnych pozostałości płynu. Zacząłem od spokojnej jazdy wokół garażu. Powolutku spokojnie i hamuje. Jest dobrze. No to dalej. Stopniowo coraz szybciej. Coraz mocniej hamując. I wszystko wygląda obiecująco. No to postój i ponowne sprawdzenie czy nigdzie nie ma wycieków, czy wszystko dobrze poskręcane, czy nic się nie poci. Czysto. No to znowu parę kółek i w końcu odważyłem się wyjechać na trasę. Zrobiłem może ze 3 km i rozpędziłem się najwyżej do 50km/h, ale hamulec działa bez zarzutu. Reaguje szybko i całkiem precyzyjnie. Operacja się udała – pacjent przeżył 🙂 Teraz tylko czekam na lepszą pogodę, żeby zrobić powiedzmy 20km po mieście, z wieloma hamowaniami i dla pewności ponownie odpowietrzyć układ. Nie spodziewam się w nim powietrza, ale kto wie. Lepiej sprawdzić. A potem już tylko cieszyć się nowym, lepszym hamulcem. Wrażenia z jazdy pewnie pojawią się na fejsbukowej stronie. A wymianę tylnego przewodu znajdziecie za jakiś czas na blogu. Jak tylko go wymienię 😀 Do zobaczenia 🙂
Podobało się? Podziel się z innymi: