Tag: Łada 2103 - page 3
Ostatni weekend marca. Najgorszy weekend w roku. Czuje się oszukany i okradziony z jednej godziny. Żeby jakoś przetrwać i osłodzić sobie tą niesprawiedliwość postanowiłem zająć się Ładną i przygotować ją do sezonu. Niby cały zeszły rok jeździła bezproblemowo, ale było parę pierdółek, które się za mną wlokły i jakoś nigdy nie było czasu, albo chęci, żeby się nimi zająć.
Dzień zapowiadał się obiecująco. Obudziło mnie ładne słońce, napawające optymizmem. Pełen zapału, po ogarnięciu paru innych spraw, wybrałem się do garażu. Niestety w międzyczasie niebo zakryło się chmurami, ale nadal było całkiem przyjemnie. Do zrobienia miałem 3 rzeczy.
Po pierwsze już jakiś czas temu zauważyłem, że spod pompy paliwa wycieka olej. Wyciek minimalny, dosłownie pocenie się. Nic pilnego, ale jednak nie mogło tak zostać. (więcej…)
Nowy projekt ukaże się już niedługo, a tymczasem krótkie wspominki z naszej przedostatniej zeszłorocznej imprezy.
Jesienią zeszłego roku postanowiliśmy spróbować swoich sił w VI eliminacji Pucharu Polski Pojazdów Zabytkowych organizowanej przez Classic Cars Łódź. Jednym z etapów był przejazd po nowo otwartym Torze Łódź. Mimo naszego braku doświadczenia w rajdach na regularność ta próba okazała się dla nas zwycięska (i tylko ta, ale w tak doborowym towarzystwie to i tak wielki sukces). Poniżej filmik z naszego przejazdu 🙂
Tor Łódź – VI eliminacja PPPZ Retro Prząśniczka 2016 01.10.2016
Do zobaczenia 🙂 Już niedługo.
To co tutaj opiszę działo się pierwszej zimy i było pierwszym remontem Ładnej, jeszcze przed silnikiem czy czymkolwiek innym.
Po pierwszych rajdach uznałem, że mimo iż silnik pracuje na 3 cylindrach, to nadal pracuje. Bańka oleju do bagażnika i przecież można jechać. Wtedy jeszcze nie miałem wizji co z nim dalej. Nie wiedziałem czy go remontować czy szukać drugiego. Myślałem nad wymianą na 1500 albo 1600, bo moc musi być. Chociaż tak naprawdę to ten 1300 ma 68-69KM, czyli niewiele mniej niż nasz polski 125p 1500 (75KM). Czy te parę koni ma aż takie znaczenie?
Nie wiedząc co dalej z silnikiem, a jednocześnie mając już w garażu czekające nowe nadkola i progi, postanowiłem, że od tego zacznę. Mechanika, mój konik, nie była żadnym problemem więc mogłem ją zrobić samemu, w każdej chwili, dlatego się nią nie przejmowałem. Na blacharce niestety się nie znam, a wtedy nie miałem nawet spawarki. Dziś wiem, że wiele jeszcze muszę się nauczyć bo moja niedawna próba własnoręcznego zaspawania otworu w podłodze bagażnika była niczym droga przez mękę. Muszę przyznać, że praca blacharza wcale taka prosta nie jest. A może po prostu TIG się do tego nie nadaje i jakbym miał migomat, to by mi lepiej poszło. Nie wiem, nie znam się.
Ale wracając do tematu, trzeba było znaleźć blacharza i lakiernika. Szybki wywiad wśród znajomych – zabytkowych zapaleńców – i miałem już lakiernika. Oczywiście nie był to żaden specjalistyczny zakład blacharski, bo wiedząc jakie są koszty zrobienia blacharki w zabytku nie było mnie wtedy na to stać. Dzisiaj zresztą też, bez wcześniejszego wielomiesięcznego karmienia świnki skarbonki. Chociaż sam nie wiem czy nie byłoby lepiej gdybym własnie tak zrobił. Wracając do lakiernika. To musiał być pan Wiesio, co we własnym garażu umie przygotować, pomalować i trochę się zna. No i znalazł się taki pan Wiesio, polecony przez znajomego. W sumie ogarniał temat, widziałem jego wcześniejsze prace i stwierdziłem, że czemu nie.
W ostatnim poście wspomniałem, że remont całkowicie zakończył się po ponad roku, a pierwsze odpalenie nastąpiło już we wrześniu. No właśnie, co się działo przez prawie 4 miesiące od odpalenia i dlaczego tyle to trwało.
Jak to czasem (a może zwykle, nie wiem, nie znam się) bywa, przy składaniu pierwszego w życiu silnika, popełniłem parę błędów, które wyszły na jaw w sumie dosyć szybko, ale rozwiązanie ich zajęło kolejne tygodnie.
Po odpaleniu silnika zacząłem szukać ewentualnych wycieków i niedociągnięć. Faktycznie, znalazło się jedno czy dwa miejsca, gdzie trzeba było mocniej ściągnąć opaskę albo dociągnąć śrubkę, ale nic poważnego. Ot drobne zapocenia, które wyszły po rozgrzaniu silnika.
OK, silnik odpalony, więc czas kończyć zabawę i ruszać na drogi. W końcu docieranie będzie trochę trwało, a na rajdowych próbach sportowych zamierzam jechać normalnie, a nie tylko muskać gaz.
Wszystko poskładane, posprawdzane i gotowe. Czas wyjeżdżać i tu pojawia się problem…
Po zaliczeniu czterech rajdów i kilku, a może kilkunastu mniejszych wycieczek przyszedł czas zająć się silnikiem. Kiedy po przejechaniu ok. 2000 km (a może więcej, bo kto wie ile wcześniej przejechała w tym stanie) na trzech cylindrach do spalania oleju dołączyło spalanie płynu chłodniczego, nie było wyjścia i trzeba było wreszcie zająć się sercem Ładnej. Mimo wcześniejszych wątpliwości – remont czy przeszczep na 1600 – postawiłem na remont. Przede wszystkim ze względu na wersję. Jak zrozumiałem, że to nie takie do końca zwykłe 2103 postanowiłem zachować ją w pełnym oryginale. Dlatego silnik również musiał pozostać seryjny, a jedyną obawą było to, czy będzie można z tego coś jeszcze zrobić. Trzeba pamiętać, że na czwartym cylindrze kompresja była równa 2 bary, czyli tak jakby jej wcale nie było. Oczywiście miałem już w głowie plan B, czyli hybrydę 1200 i 1600, ale jak później odkryłem takie coś nie byłoby aż tak łatwe do zrobienia jak mi się początkowo wydawało 😉
Nie ma co gdybać, trzeba zabrać się za rozbiórkę i wtedy zdecydować co dalej. Zaczęło się w długi listopadowy weekend. Kurz po ostatnim rajdzie w sezonie już opadł, a aura za oknem mówiła, że czas szykować się do zimowego snu. Jednym słowem, idealny moment, żeby przeprowadzić operację. Dokładnie 11.11.2013 silnik opuścił Ładną i – czego wtedy jeszcze nie wiedziałem – miał tam powrócić dopiero za ponad rok. Ładna trafiła pod swoją wiatę (nie miała wtedy jeszcze garażu, ale przynajmniej nie kapało jej na głowę), a silnik na stół operacyjny i zaczęło się wielkie rozbieranie. (więcej…)