W poprzednią sobotę, 07.04.2018, wybraliśmy się na MiCCLo rajd W Łódzkiem na Dworze, czyli jak co roku na Rozpoczęcie Sezonu z Classic Cars Łódź. Pogoda od rana dopisała i kiedy pojawiliśmy się na starcie w Garażu Klasyków pięknie świecące słońce oraz emocje stopniowo podgrzewały otoczenie. W tym roku pojawiło się naprawdę wiele ekip, ponad 60 zarejestrowanych na starcie załóg i najróżniejsze samochody. Oprócz stałych bywalców pojawił się m. in. Mustang cabrio, Mercedes 190 2.3-16, Mercedes SEC, BMW serii 8 czy Ford Escort MkI. Teren przed garażem był wypełniony po brzegi.

Wszystko zaczęło się jak zwykle od odebrania pakietów startowych, a wraz z nimi kanapek i pączków od sponsorów. Przyszedł czas na naklejenie numerów i naklejek, a potem już tylko sprawna odprawa i w drogę. Trasa składała się z 4 odcinków. Do pierwszego, zaczynającego się w Garażu Klasyków startowaliśmy co 2minuty.

Dzięki temu nie było korków na znajdującej się raptem kilkadziesiąt metrów za startem próbie sportowej. Trzeba przyznać, że trasa między pachołkami została zaplanowana ciekawie (nietrudno było o pomyłkę), ale zarazem dość szybko. Przynajmniej w naszym wydaniu. No na pewno sprawdziliśmy przyczepność opon na zakrętach, co było pewnie efektowne, a niekoniecznie efektywne. Ważne, że bawiliśmy się świetnie 🙂

Dalej trasa poprowadziła nas w stronę Łagiewnik i Aleksandrowa Łódzkiego. Po drodze szukaliśmy Mickiewicza, punktu medycznego i sprawdzaliśmy co sprzedają  w sklepie. Na każdym z etapów liczyliśmy wszystkie mijane przyczepy kempingowe i bocianie gniazda. Ponadto, na każdy z odcinków mieliśmy przeznaczoną kartkę ze zdjęciami, których szukaliśmy, żeby wskazać, gdzie na trasie je mijamy.

Pierwszy etap zakończyliśmy na parkingu hotelu Jan Sander, gdzie czekały na nas dwa dodatkowe zadania.

Należało się wykazać zarówno wiedzą o samochodach jak i umiejętnością kierowania, a może bardziej znajomością swojego samochodu. Pierwsze zadanie polegało na rozpoznaniu elementu samochodu na podstawie rysunków technicznych. Drugie było zdecydowanie trudniejsze. Czekało na nas miejsce parkingowe, na którego końcu stała deska gęsto nabita gwoździami. Zapytacie: Po co? Otóż zadanie polegało na zaparkowaniu samochodu jak najbliżej deski. A żeby nie porysować naszych pięknych samochodów do zderzaka mieliśmy przyklejony balon. Należało, więc zaparkować jak najbliżej, ale nie przebić balonu. Zadanie niełatwe, ale się udało. W sumie to lepiej niż się spodziewałem. W sumie to balon praktycznie dotykał gwoździ, ale nie pękł. Bliżej już się chyba nie dało 😀

Z hotelu ruszyliśmy na kolejny etap. Po drodze mijaliśmy Grunwald (był na zdjęciu 😉 ) i zaczęły się pytania wymagające wyjścia z samochodu celem poznania łódzkich, niekiedy mocno ukrytych, dworków. I tak szukaliśmy numerów, dat czy kolorów dachów na mniej lub bardziej opuszczonych dworkach. O każdym z dworków znalazła się informacja czy ciekawostka zawarta na końcu itinerera. Ponadto odpowiadaliśmy na inne niekiedy podchwytliwe pytania. Na przykład w jednej kratce itinerera znalazły się pytanie o kopalnię razem z pytaniem „SA tak?”. Można by pomyśleć, że chodzi o to czy kopalnia ma w nazwie S.A. Jednak nie było to takie proste. Chodziło o nazwę miejscowości, przez która przejeżdżaliśmy, czyli SANIE 🙂 Drugi etap zakończyliśmy na… dworku 🙂

Czekała tam na nas pyszna gorąca zupa i kolejne zadania. W pierwszym należało wykazać się znajomością samochodowych patentów. Bo do czego wykorzystać w aucie pończochę? A ziemniaka? Tekturę? Trociny? Pieprz? Kij od szczotki? Sznurek? Złotówkę? No właśnie, kiedyś kierowcy byli bardzo pomysłowi. A czy Wy wiedzielibyście co z tym wszystkim można zrobić? 🙂 Piszcie w komentarzach 😉

Drugie z zadań wymagało dobrego oka i nieco siły. Otóż strzelaliśmy z łuku do celu. Nie ważne było gdzie, ważne było, żeby w ogóle trafić. No cóż, mi nie wyszło, ale niektórzy wykazali się umiejętnościami niczym sam Wilhelm Tell czy Robin Hood.

Trzeci odcinek to kolejne dworki, kolejne zadania spoza auta, szukanie gniazd i przyczep, szukanie zdjęć, podchwytliwe pytania („Jaki wariat?” ANTYKWARIAT).

Na trasie odwiedziliśmy starą stację benzynową z etyliną E94, spotkaliśmy gnijącego Trabanta i Wartburga, minęliśmy Veronę i znaleźliśmy zduńskowolski dźwig. Ciekawostką było zadanie przyczepione na drzewie. Musieliśmy wykazać się znajomością samochodów i greckiego alfabetu. Na podstawie zdjęć samochodów identyfikowaliśmy greckie litery (Opel OMEGA, Chrysler SIGMA, ALFA Romeo, BETA – BMW, Lancia KAPPA, Lancia DELTA, Lancia GAMMA, Sonda LAMBDA), a następnie ustawialiśmy w odpowiedniej kolejności zgodnie z greckim alfabetem.

Nie wiem jakim cudem, ale na metę trzeciego odcinka dojechaliśmy z prawie półgodzinnym spóźnieniem. Widocznie piękna pogoda i piękne widoki za oknem bardzo nas rozleniwiły 🙂 Ten etap zakończyliśmy w ciągle działającym młynie wodnym z końca XIX w. Dostaliśmy kartkę z dodatkowymi pytaniami. Szukając na nie odpowiedzi poznaliśmy funkcje i historię tego zabytkowego młyna, który oprócz mielenia zboża produkuje energię elektryczną. Ten przystanek był bardzo krótki i szybko udaliśmy się znowu na trasę.

Czwarty odcinek przywitał nas kolejnymi dworkami, z których pierwszy znalazł się praktycznie na samym początku odcinka, a kolejny już przy następnym manewrze z itinerera. Dalej trasa poprowadziła nas przez Wodzierady, miejscowość Alfonsów, w której musieliśmy wykazać się znajomością architektury, gdyż na znaku czekało na nas zadanie. Musieliśmy do obrazka dopasować nazwę elementu architektonicznego. W sumie do 11 obrazków dopasować 11 nazw. Trzeba przyznać, że było to trudne zadanie. I chociaż poznałem tyle nowych nazw to czuje się jak po egzaminie z cyklu ZZZ – Zakuć, Zdać, Zapomnieć, czyli nic już nie pamiętam 😉 Dalej, odwiedzając po drodze kościół, dojechaliśmy do Konstantynowa Łódzkiego, gdzie liczyliśmy koła tramwaju, kupowaliśmy Malucha i szukaliśmy Nissana, który odjechał (taki psikus). Dowiedzieliśmy się też, gdzie tankuje ŁKS.

Na czwartym odcinku zamiast bocianich gniazd szukaliśmy stacji roweru miejskiego, chyba dlatego, że w Łodzi łatwiej znaleźć stację roweru niż bocianie gniazdo 😉 Krążąc po mniejszych i większych uliczkach, niekiedy pełnych kempingowych przyczep, dotarliśmy na metę w Garażu Klasyków. Po oddaniu ostatniej karty drogowej i ostatniej, czwartej już, wypełnionej karty ze zdjęciami zaparkowaliśmy samochód i poszliśmy razem z innymi ekipami odpocząć i posilić się kiełbaskami z grilla. Tymczasem kolejne ekipy zjeżdżały na metę, a organizatorzy w pocie czoła liczyli punkty.

W końcu wszystkie ekipy były na miejscu, wszystkie punkty zostały policzone i przyszedł czas na rozdanie pucharów. Nagrody zostały podzielone na 3 kategorie. Dla samochodów wyprodukowanych po 1985r, dla samochodów 1975-1985 i dla starszych niż 1975 (mam nadzieję, że nie pomieszałem 😉 ).

Zwycięzcom gratulujemy, wszystkim uczestnikom serdecznie dziękujemy za świetną atmosferę, a organizatorom za doskonale przygotowany i ciekawy rajd. Już się nie możemy doczekać kolejnych. Do zobaczenia 🙂

Podobało się? Podziel się z innymi: