Po długim czasie wreszcie zrealizowałem swoje dawne małe marzenie. Zawsze podobała mi się idea dawania nowego życia różnym przedmiotom i myślę, że jeszcze nie raz znajdziecie tutaj tego typu projekty. Oto pierwszy z nich. Lampka nocna z wałka rozrządu. Pomysłów na to jak ma wyglądać miałem wiele i koncepcja zmieniała się cały czas, dlatego zajęło to o wiele dłużej niż się spodziewałem. Na szczęście jest już skończona.
Lampka z wałka rozrządu całość
 

 

Wyszło moim zdaniem całkiem nieźle, ale wbrew pozorom kosztowało sporo pracy. A na pewno więcej niż się wydaje. Jak powstała? Wszystko zaczęło się od…

…obróconej panewki. Lat temu kilka, prawie 10, zdarzyło mi się mieć Toyotę Celicę, w której silnik nie był już pierwszej młodości i postanowił, krótko po zakupie, pożegnać się z życiem. Toyka dostała nowy, a stary został schowany gdzieś w kącie, bo już wtedy świtało mi kilka pomysłów co z nim zrobić. I tak, po ok. 8 latach wygrzebałem głowicę i postanowiłem, że zamiast marzeń trzeba mieć plany (taki banał 😛 ) i je realizować. A plan był taki, żeby wreszcie zrobić tę wymarzoną lampkę.

 
 

 

Zacząłem od wyjęcia wałka razem z kołem rozrządu z głowicy. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe bo śruby, nie wiem czy od zawsze, czy bardziej od leżenia przez tyle lat gdzieś w kącie, trzymały mocno, a sama głowica była dość nieporęczna, żeby ją wygodnie przytrzymać. Na szczęście, śruby w końcu puściły i wałek został wydobyty.

Dalszy plan zakładał rozwiercenie środka wałka w celu poprowadzenia w nim przewodów zasilających, a następnie wyprowadzenia ich możliwie jak najniżej. Ustawienie wiertła idealnie na środku wałka nie było problemem, bo był on już  częściowo nawiercony. Problemem była kulka, która była tam wciśnięta. Wałek rozrządu fabrycznie jest przewiercony wzdłuż osi na wylot oraz, pod każdym z łożysk, prostopadle do osi. Jednak te otwory są bardzo małe, rzędu 2-5 mm, ponieważ doprowadzają olej do panewek. Ponadto na obu końcach wałka główny otwór osiowy musi być zaślepiony. I tutaj był zaślepiony właśnie kulką.

Bardzo twardą kulką. Prawdopodobnie czymś w rodzaju kulki łożyskowej, bo wiertło nie chciało jej nawet zadrapać.

Co teraz? Pierwszy pomysł był taki, żeby wwiercić się tuż za kulką i spróbować jakimś twardym prętem i młotkiem ją wybić od tyłu. No to wałek na wiertarkę, wiertło 3 mm (żeby wyrządzić możliwie najmniejsze szkody) i wiercimy. Nie udało się wwiercić za kulką, bo cofnięcie się dalej oznaczało wiercenie w krzywce, która na pewno jest hartowana. Ale wiertło trafiło w kulkę za połową, a to znaczyło, że nawet uderzanie prostopadle do osi dawało szansę na wybicie kulki.

 

Taaaa, jasne, nawet po podgrzaniu palnikiem ani drgnęło.

 

W takim układzie wytoczyłem ciężki sprzęt i postanowiłem obciąć końcówkę, a potem wybić kulkę. Jak postanowiłem, tak zrobiłem i okazało się, że przeciąłem kulkę prawie na pół. Także pozbycie się jej było całkowicie bezproblemowe.

 

 
 
Teraz przyszedł czas na rozwiercenie wałka. Samo zamocowanie wałka wymagało trochę kreatywności, ponieważ postawienie imadła na dole i zamocowanie w nim wałka nie wchodziło w grę. Było za mało miejsca pod uchwytem. W związku z tym po chwili wałek był zamocowany za pomocą konstrukcji złożonej z dwóch imadeł i stołu wiertarki. Przecież, jeśli coś wygląda głupio, ale działa, to nie jest głupie 😉 Na początek wiertłem 10 mm o standardowej długości nawierciłem ile się dało. Zrobiłem tak dlatego, że długie wiertło, którego chciałem użyć, było zbyt długie, żeby zamocować je w uchwycie wiertarki, a następnie podstawić pod nie wałek. Nawet przy mocowaniu wałka za pomocą mojej sprytnej konstrukcji. No cóż, moja wiertarka okazała się i w tym wypadku za niska. Koniec końców musiałem włożyć długie wiertło we wcześniej nawiercony otwór, podstawić pod uchwyt i dopiero wtedy włożyć wiertło do uchwytu.
 
 
 

Operacja się udała i tym sposobem dowierciłem się do drugiego łożyska, a nawet troszkę głębiej.

 
No cóż możliwości wiercenia się skończyły, dalej mogłem już tylko wiercić specjalnie zamówionym, mega długim wiertłem, ale nie widziałem sensu w zakupie takiego dla jednego otworu. Tym bardziej, że głębokość, którą udało mi się uzyskać była całkowicie zadowalająca.
 
Po zdemontowaniu konstrukcji z imadeł, zrobiłem jeszcze prostopadły otwór na wyprowadzenie kabla. Idealnym miejscem był otworek doprowadzający olej do panewki, bo zapewniał, wiercenie wzdłuż średnicy wałka. Rozwierciłem go do 10 mm, a następnie tym samym wiertłem rozwierciłem otwór we wcześniej odciętym kawałku.
 
 
 
 

Teraz należało go tylko dospawać i sam wałek był prawie gotowy. Żeby współosiowo przyspawać końcówkę do wałka, włożyłem w otwory śrubę M10 i złożyłem obie części razem. Spawanie poszło sprawnie, a sam wygląd niewiele odbiegał od wcześniejszej, surowej i nieobrabianej powierzchni w tym miejscu.

Następnie przyszła kolej na mocowanie oprawki. Znalazłem w jednym z marketów budowlanych zestaw do montażu oprawek składający się z nagwintowanej rurki i pary nakrętek. Zestaw na dwie oprawki (2 rurki i 4 nakrętki) za całe 2 zł. Ponieważ oprawka jest nakręcana na gwint drobnozwojny M10, odpuściłem poszukiwanie innych rozwiązań. Nakręciłem nakrętkę na wspomnianą rurkę, mniej więcej w połowie jej wysokości, a następnie włożyłem całość w otwór na końcu wałka. Po upewnieniu się, ze całość jest współosiowa, przyspawałem nakrętkę i rurkę.

Następnym krokiem było wyczyszczenie, odtłuszczenie i pomalowanie wałka i koła rozrządu.

Kiedy całość wyschła, pozostało przeciągnięcie przewodów.

Moja wizja zakładała, że przewód powinien być w przezroczystej izolacji, tak aby było wyraźnie widać żyłę. Z tego samego powodu zakupiłem również przezroczysty przełącznik. Warunek idealnie spełniał przewód głośnikowy. Kupiłem najgrubszy, żeby mieć zapas dopuszczalnego amperażu. Oczywiście kupiłem o wiele, wiele, a nawet więcej niż wiele za gruby. Na szczęście. Dlaczego na szczęście? O tym za chwilę. Otóż na początek miałem spory problem z przeciągnięciem go przez otwór w wałku, o samym wyciągnięciu go potem przez boczny otwór nie wspominając. Do przeciągnięcia użyłem sprawdzonej metody polegającej na wprowadzeniu w otwór cienkiego drutu i wyciągnięciu jego końca w miejscu docelowym.

Następnie do drutu przykleiłem taśmą izolacyjną końcówkę przewodu, który chciałem przeciągnąć i z jednej strony ciągnąc za koniec drut, a z drugiej wpychając przewód. Powoli i nie bez zmęczenia udało się i koniec przewodu wyszedł przez boczny otwór.
 
 
 
Następnie zacząłem przygotowywać końcówki, aby zamocować przełącznik.
 
 
 

I na szczęście przewód okazał się za gruby. Na szczęście bo szukając cieńszego, uświadomiłem sobie, że izolacja przewodów głośnikowych nie jest przystosowana do 230V. Mógłbym zrobić niezłe przebicie. W metalowej lampce. Na przyszłość trzeba dwa razy się zastanowić czy coś co ładnie wygląda na pewno nadaje się do tego do czego chcemy tego użyć.

Zakupiłem przewód również w przezroczystej izolacji, ale podwójnej, przystosowanej do 300V. Nie był co prawda w kolorze miedzianym lecz srebrnym, ale koniec końców najważniejsze, że jest bezpieczny i wygląda lepiej niż się w pierwszym momencie spodziewałem. Ponownie przeciągnąłem go wspomnianą wcześniej metodą i mimo mniejszego przekroju, podwójna izolacja jednak spowodowała, że średnica zewnętrzna całości była niewiele mniejsza niż w poprzednim przewodzie. Także tym razem nie było łatwo, ale w końcu się udało.

 
 
 

Następnie przygotowałem końcówki przewodów i podłączyłem przełącznik. Od góry zostawiłem odpowiedni zapas do podłączenia oprawki, a resztę odciętego przewodu podłączyłem jednym końcem do przełącznika, a drugim do wtyczki. Pozostało podłączenie oprawki i sprawdzenie wszystkiego.

 
 
 
 
 
 

Zacząłem od wzięcia multimetru celem znalezienia ewentualnych zwarć i przebić.

Kiedy sprawdziłem wszystko dwa, a nawet trzy razy, wkręciłem żarówkę i podłączyłem wtyczkę do gniazdka. Z lekką niepewnością przełączyłem przełącznik i…. działa 🙂

Wszystko ładnie świeci, ale wygląda jakoś tak łyso. Przydałby się jakiś abażur.

Budowę abażuru zacząłem od przygotowania mocowania. Typowo jest to metalowy pierścień osadzony na oprawce. Nawet oprawka ma dwie nakrętki z kołnierzem, aby go zamocować. Pierwszą moją myślą było wykorzystanie dużej podkładki, w której postanowiłem powiększyć otwór. Wybrałem największą podkładkę jaką miałem, a następnie dopasowałem otwornicę najbardziej zbliżoną do średnicy oprawki. Aby wycentrować otwór wykorzystałem kawałek drewna, który podłożyłem pod podkładkę. Po unieruchomieniu wszystkiego w imadle, ustawiłem wiertło możliwie na środku otworu w podkładce, a drewno posłużyło do wywiercenia otworka pilotażowego.

 
 
 
 
 
 

Kilka(naście) minut i dużo chłodziwa później trzymałem w ręku pierścionek. Właściwie to równie dobrze mogłem go zrobić z drutu, taki był cienki.

Wyszlifowałem wewnętrzną krawędź, żeby pozbyć się zadziorów,

przymierzyłem i… wyrzuciłem na kupkę złomu.

Ok, to nie był najlepszy pomysł. Nie ma to tamto trzeba znaleźć kawałek blachy. Miałem jeszcze trochę blachy pozostałej po budowie ścisków stolarskich. Fajna nierdzewka 2,5mm. Nada się. Przymierzyłem otwornicę o średnicy najbardziej zbliżonej (większej) do średnicy nakrętek na oprawce żarówki. Zmieści się. No to działamy. Najpierw dużą otwornicą wyciąłem krążek z blachy.

 
 
 

Następnie z powstałego krążka mniejszą otwornicą wyciąłem środek.

 
 

I po kolejnych kilkunastu minutach i dużej ilości chłodziwa płynącej po otwornicy i wycinanym elemencie, w moich rękach znalazł się ładny, w miarę szeroki pierścień. Pozostało oszlifować krawędzie i można było się brać za resztę abażuru.

 
 
 
 

Z czego zrobić abażur do lampki z wałka rozrządu? Oczywiście z łańcucha rozrządu 😀 Tym razem dawcą była Ładna, w której od dłuższego już czasu śmigał nowy łańcuch, a stary, wysłużony, dwurzędowy łańcuch zalegał gdzieś na kupce ze złomem. Tylko co można zrobić z łańcuchem? W pewnym sensie wszystko. W głowie zaświtał mi pomysł, żeby zrobić 3 różnej wielkości „poziomy” i połączyć je drutem. Główny, środkowy miał być największy, górny – średni, a dolny – najmniejszy. Nie chciałem typowego okrągłego czy kwadratowego przekroju. W głowie zaświtał mi sześciokąt. Ok, tylko czy łańcucha starczy? Policzyłem ogniwka, ułożyłem sobie z nich różne długości ścianek pomierzyłem i „na oko” dobrałem zadowalające mnie wymiary. Górny pierścień miał być mniejszy od środkowego, ale na tyle duży żeby włożyć rękę i wkręcić żarówkę. Dolny natomiast musiał zmieścić się na nakrętce mocującej abażur na lampie.

Odliczyłem potrzebną liczbę ogniwek na środkowy pierścień, zeszlifowałem łeb sworznia, a następnie go wybiłem. Tak samo zrobiłem dla środkowego pierścienia.

 
 

 
 

Podzielone fragmenty łańcucha następnie zalałem benzyną ekstrakcyjną (nic lepszego w tym momencie nie miałem) aby zmyć z nich tłuste zabrudzenia. Tak zalane w benzynie poczekały następne dwa dni.

Po wyjęciu z benzyny łańcuch wyczyściłem szmatką i zacząłem spawać. Zaznaczyłem markerem ogniwka, które muszę ze sobą połączyć zostawiając przerwy na narożnikach sześciokąta. Następnie ułożyłem całość na płaskiej powierzchni aby mieć pewność, że boki wyjdą proste i ogniwko po ogniwku spawałem. Na koniec wolne końce połączyłem za pomocą wybitego wcześniej sworznia,  a jego końcówkę zaspawałem aby się nie wysunął. W ten sam sposób postąpiłem z drugim sześciokątem.

 
 
 
 
 
 
 
 

Już wtedy wiedziałem, że na dolny pierścień nie starczy mi łańcucha, ale postanowiłem nie martwić się tym.

Łańcuch był w końcu dwurzędowy więc czemu nie rozdzielić rzędów. Przecież wtedy będzie dwa razy więcej ogniwek do wykorzystania. A sworznie? Kto by się tym przejmował 😉 Jak pomyślałem tak zrobiłem. Zaczęło się żmudne szlifowanie i wybijanie sworzni.

 
 
 
 

Potem zacząłem mozolnie składać łańcuch na nowo, ogniwko po ogniwku, aż skończyły mi się sworznie.

Więc zacząłem obcinać po kolei sworznie, które były za długie. Jeden po drugim kolejne sworznie docinałem na długość potrzebną dla jednorzędowego łańcucha, a odcięte końce miały później posłużyć jako dalsze sworznie dla kolejnych ogniwek.

Oczywiście były za krótkie, więc spinanie kolejnych ogniwek nie należało do najłatwiejszych. Wszystko co chwilę się rozsypywało. No nic uzbrajam się w cierpliwość, wcale nie mówię niecenzuralnych słów, kiedy po raz 10 mi się wszystko rozsypuje i ostatecznie składam ładne kółeczko. Prawie sukces. Prawie, bo teraz trzeba to wszystko zespawać. I tu zaczyna się zabawa, bo w jednym miejscu spawam, a w drugim coś się przesuwa i rozsypuje.

Koniec końców wychodzi coś, co pewnie po lekkim oszlifowaniu i pomalowaniu czarną farbą nie byłoby takie zupełnie złe, ale na pierwszy rzut oka jest tragiczne.

Co z tym zrobić? Nie wiem, zastanowię się później. Na razie mam tego dość. Jak znowu to ruszę to prędzej popsuje.

Tymczasem wziąłem się za ostateczne nadanie kształtu sześciokątom. Zakupiłem kątomierz, żeby zachować odpowiednie kąty i segment po segmencie przykładałem do kątomierza i spawałem. Poszło dość szybko i wyszło całkiem dobrze.
 
 
 

Operację powtórzyłem z drugim sześciokątem

 
 

i po chwili miałem wszystkie poziomy gotowe.

Następnie wziąłem wycięty wcześniej pierścień i włożyłem do środka dużego sześciokąta.

Postanowiłem, że dolna krawędź łańcucha powinna być trochę wyżej niż pierścień, więc podłożyłem kawałki deski i ułożyłem wszystko tak, żeby było równo i wyglądało sensownie.

Teraz musiałem połączyć oba elementy. Przydałby się jakiś sztywny pręt. Przejrzałem skrzynkę ze złomem i znalazłem starą półkę łazienkową, którą jakiś czas temu wyrzuciłem, bo pokryła się na wierzchu rdzą. Wyciąłem z niej 6 prętów, a następnie oczyściłem je z rdzy. Była tylko powierzchowna więc po krótkim spotkaniu z papierem ściernym miałem 6 oczyszczonych prętów.

 
 

Ponieważ pochodziły z półki, były na obu końcach wygięte o 90 stopni. W sumie mi to pasowało bo zagięty koniec ładnie wpasował się w narożnik sześciokąta. Parę przymiarek i zdecydowałem, że ciekawie będzie wyglądać jeśli przyspawam je nie równolegle do promienia, lecz lekko przesunięte. Tak jakby ktoś trzymał sześciokąt i obrócił środek.

Chwilowo każdy z nich przyczepiłem za pomocą gorącego kleju, odpowiednio ułożyłem, a następnie zaznaczyłem długość, na którą należało je przyciąć. Szybkie oderwanie, co w panującej w garażu temperaturze nie było trudne, bo klej stygł zanim dobrze związał, więc wszystko ledwo co się trzymało, szlifierka w dłoń i tniemy.

Następnie podobną metodą, czyli mocując klejem na jednym końcu, spawałem drugi koniec pręta, a potem usuwałem klej i spawałem również ten wcześniej przyklejony koniec. I tak pręt po pręcie uzyskałem dosyć ciekawą bazę.

 
 
 
 
 
 

Teraz przyszedł czas na górny pierścień. Założyłem dolny na oprawkę, wkręciłem żarówkę i przymierzyłem na jakiej, mniej więcej, wysokości powinien się znaleźć. Następnie już na stole położyłem dolną część, na środku ustawiłem „podstawkę” z puszki i kawałków drewna, na której oparłem górny pierścień. Obróciłem go tak aby narożnik znajdował się mniej więcej na środku ścianki dolnego pierścienia i teraz wystarczyło tylko połączyć obie części prętami.

Skąd wziąłem pręty? No cóż, szybki przegląd garażu i w oczy rzucił mi się ruszt z grilla, który nie przetrwał wilgoci i pokrył się rdzawym nalotem. Kiełby już na nim nie usmażę, bo rdza chrupie w zębach, ale pręty są całkiem fajne. Bez zbędnego zastanawiania wyciąłem 6 prętów, oczyściłem, przymierzyłem i zacząłem spawanie.

 
 
 
 

Trochę zabawy z tym było, bo co chwila wszystko się przesuwało, przepalało i działy się różne dziwne rzeczy, ale ostatecznie po dłuższej walce, 6 sukcesach (bo tyle było prętów) i niezliczonych porażkach udało się. I nawet w miarę nieźle wyszło. Przymierzyłem i stwierdziłem, że tak, zdecydowanie jest ok. A co z małym, brzydkim, dolnym pierścieniem? Leży gdzieś w skrzynce ze złomem. Nie podobał mi się i uznałem, że koniec końców to, co zrobiłem wygląda wystarczająco dobrze, żeby nie kombinować już więcej.

Następnym krokiem było pomalowanie całości abażuru.

A kiedy farba wyschła, złożyłem wszystko i uzyskałem taki efekt.

Moim zdaniem wyszło fajnie, a całości dopełnia efektowna żarówka. Co prawda aparat ma spory problem z uchwyceniem pełnego efektu, ale mam nadzieję, że potraficie sobie wyobrazić jak wygląda gołym okiem.

 
Efektowna żarowka
 
Efektowna żarówka 2
 

Lampka stoi teraz na nocnej szafce i daje przyjemne ciepłe światło. Książki przy niej nie poczytasz, ale tworzy miły, ciepły nastrój .

 
 
Lampka z wałka rozrządu
 
Lampka z wałka rozrządu całość
 

Mi się podoba i mam nadzieję, że Wam również. Do zobaczenia 🙂

Podobało się? Podziel się z innymi: