Tegoroczna Majówka Klasyków z Classic Cars Łódź nie mogła odbyć się w standardowym, majowym terminie z powodu pandemii, więc została przeniesiona na czerwcowy długi weekend. Na szczęście nie zmieniło to planów, ponieważ liczba dni była taka sama i pozwoliła zrealizować cały program. A mimo tylko 4 dni był to program dość intensywny, pełen zadań, zwiedzania i rajdowania. Ale po kolei.
Dzień Pierwszy – Czwartek
Jak zwykle wyjechaliśmy godzinę później niż planowaliśmy (co i tak jest sukcesem bo rok temu były to dwie godziny 😉 ). Wczesna pobudka, kawa, pakowanie auta i 6:50 ruszyliśmy na trasę. Poranek mglisty, ale bez deszczu. Na szczęście nie było gorąco, bo w Ładnej jest klimat, ale nie ma klimy. Trasa minęła całkiem sprawnie i nie zaskoczyła nas na szczęście większymi korkami, a te które były udało się ominąć. Dzięki temu już o 11 byliśmy w naszej czerwcówkowej bazie, jako pierwsza załoga tego dnia.
A naszą bazą w tym roku była Galeria Pępowo, czyli prywatne muzeum Volkswagena w Pępowie niedaleko Trójmiasta. Miejsce stworzone przez pasjonata pełne przeróżnych modeli VW i pokrewnych, w którym mieszczą się również pokoje hotelowe i niewielkie pole kempingowe.
Po przywitaniu z organizatorami, Magdą, Sebastianem, Bartkiem i Jaśkiem, poznaliśmy właściciela, odebraliśmy klucz do pokoju i po zrzuceniu bagaży czekaliśmy na pozostałych uczestników. Nie omieszkałem oczywiście zajrzeć do jednego z 4 garaży kryjących wspaniałe samochody. A znalazłem w nim m.in. VW Porsche 914, czyli taki ciekawy efekt współpracy VW i Porsche oraz VW Polo w wersji Cabrio (nie miałem pojęcia, że takie istniało).
W międzyczasie zaczęły się zjeżdżać kolejne załogi. Ok 15-stej, kiedy większość już była na miejscu zaczęła się odprawa.
A na niej dowiedzieliśmy się, że rajdowe zmagania zaczynamy od razu po odprawie. Dostaliśmy dwa zestawy pytań. W jednym pytania dotyczące muzeum oraz zdjęcia do znalezienia. W drugim test wiedzy o Volkswagenie. O ile z pierwszym już nie było łatwo mimo, że odpowiedzi kryły się w 4 garażach pełnych volkwagenowskiej historii (chociaż szukanie zdjęć zajęło nam sporo czasu), o tyle z drugimi to już był (przynajmniej dla mnie) hardcore. Bo skąd mam wiedzieć kto zaprojektował pierwszego elektrycznego VW Transportera (chociaż to potencjalnie można było wydedukować) albo skąd mam wiedzieć jaki gaźnik Solex był montowany w jakim silniku i roczniku (tutaj strzelałem dopasowując rozmiar gaźnika – bo intuicja podpowiadała, że cyfra w nazwie to wielkość gardzieli – do pojemności i mocy silnika).
Ale to nie koniec. Były jeszcze dodatkowe zadania. Włóż ręce do skrzynki przykrytej materiałem i na dotyk rozpoznaj części. Cylinderek hamulcowy, mocowanie zderzaka, a nawet znaczek okazały się dużo prostsze niż gałka lewarka zmiany biegów, która kształtem i masą przypominała żarówkę. Tutaj udało się bezbłędnie, ale kolejne zadanie to już konkurs dla znawców. Rozpoznaj 10 zderzaków od jakiego auta z grupy VAG należą. Jak dla mnie połowa była praktycznie identyczna. Ale o dziwo nawet kilka trafiłem.
Później był grill i integracja przy ogniu, pieczonym mięsie i ziemniakach. Do tego grochówka i bigos. No i złocisty napój. A kiedy każdy już się odpowiednio wyluzował pojawiło się dodatkowe zadanie. Składanie gaźnika z Garbusa na czas. Niby prosta konstrukcja, ale kiedy widzisz go pierwszy raz to to niektóre części mogą stanowić zagwozdkę. Chociaż nie dla każdego i jak się okazuje da się to zrobić poniżej 3 minut. To było ostatnie zadań na ten dzień.
Dzień drugi – Piątek
Piątek był dniem bez samochodu. No chyba, że ktoś bardzo chciał. Czekała nas gra terenowa w Gdańsku, a 11 stron tekstu i ponad 80 pytań przygotowanych przez Magdę zapowiadało całodniową wycieczkę. Większość po śniadaniu wybrała się na znajdujący się nieopodal muzeum przystanek autobusowy i PKS-em dotarła pod Bramę Wyżynną i Muzeum Bursztynu, gdzie zaczynała się nasza opowieść. A w muzeum szukaliśmy człowieka bez głowy, który odzyskuje głowę, sprawdzaliśmy ilu więźniów mogło wychodzić na spacer oraz jak nazywały się cele, w których ich zamykano.
Dalej udaliśmy się w kierunku ulicy Długiej, sprawdzając po drodze z kim walczy św. Jerzy, jakie figury znajdują się na Złotej Bramie oraz co mieściło się w kamienicach zaraz za nią. Spacerując ulicą Długą szukaliśmy zdjęć, podziwialiśmy malowidła i rzeźby na kamienicach, liczyliśmy słońca i statki na skrzyżowaniu. I tak idąc, zwiedzając i szukając odpowiedzi dotarliśmy w końcu do domu Uphagena. Jest to kamienica, której wnętrza zostały zachowane w oryginalnym stanie co przenosi nas ponad sto lat wstecz. Zwiedzając szukaliśmy egzotycznego zwierzęcia w herbaciarni, liczyliśmy piece kaflowe i musieliśmy wykazać się wiedzą o Kolumnie Trajana, aby odnaleźć jej elementy w jednym z pomieszczeń. Pytania zostały sformułowane tak sprytnie, że niełatwo było odnaleźć odpowiedzi. Szczególnie egzotyczne zwierzę wymagało spostrzegawczości.
Po wyjściu z muzeum podążyliśmy dalej ulicą Długą szukając jedynego w mieście nieprawidłowego herbu miasta (który jak się okazało znajduje się na ratuszu). Musieliśmy wykazać się, wiedzą z budownictwa, aby prawidłowo policzyć podpory stropów. Szukaliśmy starych wzorców miar, zegara słonecznego i elementów architektonicznych na budynkach. Opowieść, która nas prowadziła pozwoliła nam, nie tylko podziwiać ważne i ciekawe budynki, ale również poznać ich historię.
Po dotarciu do Motławy skręciliśmy w lewo i idąc Długim Pobrzeżem szukaliśmy nazw mijanych bram, nazwy lokalnego trunku (Goldwasser), sprawdzaliśmy jaki aktor mieszkał nad Motławą, co znajduje się obok Baszty Łabędź oraz kiedy zniszczono istniejący niegdyś w Gdańsku zamek krzyżacki. Następnie mostem zwodzonym (na który nota bene musieliśmy poczekać) udaliśmy się na drugi brzeg szukać co dawniej znajdowało się w Filharmonii, kto odcisnął swą dłoń pod dłonią Anny Dymnej, policzyć kotwice przy ogromnym, okrętowym silniku, a następnie udać się na pokład pierwszego zbudowanego całkowicie w Polsce po II wojnie światowej statku Sołdek, który dziś został przekształcony w muzeum. Spacerując po pokładach szukaliśmy systemu łączności z maszynownią czy też zapasowego miejsca dla sternika.
Po zejściu ze statku udaliśmy się w kierunku Mostu Stągiewnego sprawdzając m.in. co trzyma w ręku Lew Hewelion Marynarz oraz jaka jest długość ramienia portowego żurawia. Swoją drogą spotkałem po drodze bardzo ładnego Cadillaca.
Po przejściu przez most szukaliśmy kamienicy z misiem, który skrył się za parasolami, a po dotarciu do Zielonej Bramy ponownie ruszyliśmy Długim Pobrzeżem aż do Bramy Mariackiej. Po przejściu przez Bramę czekało nas poszukiwanie rusznikarza, najstarszego domu w Gdańsku czy też drukarni, w której wydrukowano pierwszy egzemplarz Gazety Gdańskiej.
Następnie dotarliśmy do Bazyliki Mariackiej szukając kuli czasu i zegara słonecznego. Nie omieszkaliśmy zajrzeć do środka aby podziwiać architekturę chociaż wewnątrz trwał remont.
Po wyjściu z Katedry ruszyliśmy ulicą Piwną w stronę Tkackiej szukając po drodze słońc na ścianie księgarni, elektrycznych kaktusów i policyjnych samochodów.
Na koniec naszego spaceru dotarliśmy do Zbrojowni, policzyliśmy wojowników na jej fasadzie i tutaj kończyła się nasza prawie 7-godzinna wycieczka.
Przygotowany przez Magdę tekst nie tylko poprowadził nas najciekawszymi zakamarkami gdańskiego starego miasta, ale pozwolił nam też poznać historię i ciekawe legendy związane z mijanymi zabytkami.
Po zakończonym spacerze ruszyliśmy w stronę przystanku PKSu i wróciliśmy do „naszego” muzeum na kolację. Mimo, że większość była już na miejscu to nie byliśmy ostatni. Niektórzy zabalowali w Gdańsku nieco dłużej 😉
Wieczór spędziliśmy w wesołej atmosferze na tarasie przed galerią 🙂
Dzień trzeci – Sobota
Trzeci dzień naszej czerwcówki był dniem rajdowym. Po śniadaniu dostaliśmy itinerery, pytania i zdjęcia. 85 sytuacji, 76 pytań i 20 zdjęć. Zapowiadał się długi, ale ciekawy dzień. Lecz to nie wszystko, bo zanim ruszyliśmy na trasę jedna osoba z załogi musiała rozwiązać test z języka kaszubskiego 🙂 16 pytań i działanie na intuicję 😉 Co prawda dostaliśmy wcześniej mikro ściągawkę, ale nieopatrznie zabrałem ją razem z itinererem, a do rozwiązania testu wysłałem moją pilotkę. Myślę, że mimo wszystko dobrze jej poszło 🙂
Na początek ruszyliśmy w stronę muzeum pożarnictwa szukając po drodze m.in. kaszubskich nazw miejscowości. Niestety muzeum nie zgodziło się na zwiedzanie więc po odnalezieniu odpowiedzi na dwa pytania ruszyliśmy dalej.
Przejeżdżając przez Sznurki i Zawory dotarliśmy do Wiatraka, gdzie po krótkim spacerze pod górę zrobiliśmy sobie zdjęcie i podziwialiśmy widoki. Kto chciał mógł też posiedzieć dłużej i napić się kawy, bo była tam czynna kawiarnia.
Po opuszczeniu wiatraka czekał nas postój na punkcie widokowym na jezioro Brodno Wielkie, dowiedzieliśmy się jaka jest jego średnia głębokość i powierzchnia. Nim wróciliśmy do samochodu sprawdziliśmy jak długo jedzie autobus z dworca w Kartuzach do Brodnicy Dolnej.
Następnie ruszyliśmy w kierunku Wieżycy. Po drodze szukaliśmy tarasów, pieca, pętli, ogrodu botanicznego i kolana. Dotarłszy do Wieżycy oprócz poszukiwania odpowiedzi czekało nas wejście na szczyt wieży i podziwianie widoków. Szkoda tylko, że pogoda nie dopisała i większość krajobrazu skryła się za mgłą.
Z Wieżycy ruszyliśmy dalej szukając flamingów i różowego roweru. Oraz Grazielli. Czymże jest Graziella? Otóż jak się okazało, jest to przyczepa kempingowa 🙂
Kolejnym naszym przystankiem było polskie Stonehenge. Nawet nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje. Jest to grupa kamiennych kręgów skrytych w sosnowym lesie nad Jeziorem Długim. Odzwierciedlają one gwiazdozbiór Plejad. Choć do dziś zachowały się 3 i część 4. to w przeszłości było ich 9. W okolicy kręgów można też natknąć się na wznoszące się co i rusz kurhany. Kręgi podobno przepełnione są energią i przy odpowiednim ułożeniu się w kręgu pozwalają oczyszczać ciało ze złej energii. Nie wiem czy to prawda. Nie próbowałem, bo ostrzegali, że po takim oczyszczaniu lepiej nie wsiadać za kierownicę co najmniej przez godzinę.
Po wyruszeniu z kręgów czekało na nas zadanie na resztę trasy, czyli liczenie kaszubskich liter w nazwach miejscowości, do których wjeżdżamy. W dalszej drodze szukaliśmy bocianów i krasnali, objazdowego tartaku, zatrzymaliśmy się na moment pod Kościołem pw. św. Józefa w Wygodzie Łączyńskiej, aby dalej ruszyć w stronę Kolegiaty w Kartuzach. Zanim jednak tam dotarliśmy sprawdzaliśmy co to Jelly, co prowadzi Franek i Ania, oraz gdzie mieszka jeleń.
W Kartuzach spacerowaliśmy wokół Kolegiaty Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – jednego z najcenniejszych zabytków na Kaszubach. Podczas spaceru szukaliśmy odpowiedzi na 7 pytań dotyczących Kolegiaty.
W drodze z Kartuz do Pępowa zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę aby podziwiać (i szukać odpowiedzi) kolekcję samochodów wojskowych z II wojny światowej w tym 4 Jeepów Willis i 4 ciężarówek Dodge.
Przed samą metą szukaliśmy jeszcze nietypowego kampera, który najprawdopodobniej odjechał.
To był już koniec rajdowych zadań. Znaleźliśmy prawie wszystkie odpowiedzi i 18 z 20 zdjęć. Pozostało zjedzenie kolacji, a później oczekiwanie przy grillu na wyniki.
A te pojawiły się całkiem szybko. Mimo mnogości załóg, organizatorom udało się szybko opracować listę zwycięzców.
Na początek jednak każdy uczestnik, a właściwie każda załoga dostała pamiątkowy dyplom. A dzieci dodatkowo puzzle.
Również właściciele muzeum dostali specjalne podziękowania 🙂
Nim jednak ogłoszono, kto zajął miejsca na podium rozdano nagrody dla najsprawniejszego mechanika (za najszybsze złożenie gaźnika), dla znawcy VW (za test o VW, rozpoznawanie zderzaków i pytanie z muzeum) oraz nagrody dla załóg jednoosobowych.
Następnie przyszedł czas na ogłoszenie 3 pierwszych miejsc. Miejsce 3 zajęła załoga Mercedesa – Aneta i Paweł,
miejsce drugie zajęła załoga Łady – Kasia i Michał (czyli my 😉 ),
a miejsce pierwsze załoga VW 412 – Ewa i Rafał.
Gratulujemy 🙂
Tego dnia została już tylko dobra zabawa 🙂
Dzień czwarty – Niedziela
Mimo, że niedziela była dniem powrotów to nie był to koniec atrakcji. Czekała nas jeszcze wizyta w Stoczni Gdańskiej, gdzie pan Jarosław – były stoczniowiec – oprowadził nas po terenie stoczni jednocześnie opowiadając o jej historii i współczesności. Ta wycieczka trwała ok. 3 godzin pełnych ciekawych opowieści. Po tej wizycie ruszyliśmy w stronę domu.
W drodze powrotnej, w ramach omijania korków zjechaliśmy z A1 na długo przed Toruniem. Udało się uniknąć długiego przymusowego postoju na bramkach, a przejazd przez miasto sprawił, że zdecydowaliśmy się na krótki spacer ulicami Starego Miasta. Wracając do auta spotkaliśmy parkującą nieopodal piękną, beżową Wołgę 24 i jej właściciela. Przemiła i ciekawa rozmowa, kilka pamiątkowych zdjęć, a potem ruszyliśmy do domu, już bez korków i bez problemu.
Ładna przez cały czas sprawowała się idealnie, my bawiliśmy się świetnie, całość czerwcówki była super przygotowana i żałujemy, że to były tylko 4 dni. Już nie możemy doczekać się następnych imprez z Classic Cars Łódź 🙂 Dziękujemy organizatorom i wszystkim uczestnikom za świetną zabawę 🙂 Do zobaczenia 🙂