Tag: Łada 2103 remont - page 2
W ostatnim poście wspomniałem, że remont całkowicie zakończył się po ponad roku, a pierwsze odpalenie nastąpiło już we wrześniu. No właśnie, co się działo przez prawie 4 miesiące od odpalenia i dlaczego tyle to trwało.
Jak to czasem (a może zwykle, nie wiem, nie znam się) bywa, przy składaniu pierwszego w życiu silnika, popełniłem parę błędów, które wyszły na jaw w sumie dosyć szybko, ale rozwiązanie ich zajęło kolejne tygodnie.
Po odpaleniu silnika zacząłem szukać ewentualnych wycieków i niedociągnięć. Faktycznie, znalazło się jedno czy dwa miejsca, gdzie trzeba było mocniej ściągnąć opaskę albo dociągnąć śrubkę, ale nic poważnego. Ot drobne zapocenia, które wyszły po rozgrzaniu silnika.
OK, silnik odpalony, więc czas kończyć zabawę i ruszać na drogi. W końcu docieranie będzie trochę trwało, a na rajdowych próbach sportowych zamierzam jechać normalnie, a nie tylko muskać gaz.
Wszystko poskładane, posprawdzane i gotowe. Czas wyjeżdżać i tu pojawia się problem…
Po zaliczeniu czterech rajdów i kilku, a może kilkunastu mniejszych wycieczek przyszedł czas zająć się silnikiem. Kiedy po przejechaniu ok. 2000 km (a może więcej, bo kto wie ile wcześniej przejechała w tym stanie) na trzech cylindrach do spalania oleju dołączyło spalanie płynu chłodniczego, nie było wyjścia i trzeba było wreszcie zająć się sercem Ładnej. Mimo wcześniejszych wątpliwości – remont czy przeszczep na 1600 – postawiłem na remont. Przede wszystkim ze względu na wersję. Jak zrozumiałem, że to nie takie do końca zwykłe 2103 postanowiłem zachować ją w pełnym oryginale. Dlatego silnik również musiał pozostać seryjny, a jedyną obawą było to, czy będzie można z tego coś jeszcze zrobić. Trzeba pamiętać, że na czwartym cylindrze kompresja była równa 2 bary, czyli tak jakby jej wcale nie było. Oczywiście miałem już w głowie plan B, czyli hybrydę 1200 i 1600, ale jak później odkryłem takie coś nie byłoby aż tak łatwe do zrobienia jak mi się początkowo wydawało 😉
Nie ma co gdybać, trzeba zabrać się za rozbiórkę i wtedy zdecydować co dalej. Zaczęło się w długi listopadowy weekend. Kurz po ostatnim rajdzie w sezonie już opadł, a aura za oknem mówiła, że czas szykować się do zimowego snu. Jednym słowem, idealny moment, żeby przeprowadzić operację. Dokładnie 11.11.2013 silnik opuścił Ładną i – czego wtedy jeszcze nie wiedziałem – miał tam powrócić dopiero za ponad rok. Ładna trafiła pod swoją wiatę (nie miała wtedy jeszcze garażu, ale przynajmniej nie kapało jej na głowę), a silnik na stół operacyjny i zaczęło się wielkie rozbieranie. (więcej…)
Wszystko zaczęło się od miCCLo rajdu z Classic Cars Łódź na początku lata 2012. Siostra z mężem namówili mnie, żeby z nimi pojechać, zobaczyć o co w tym chodzi. Sami też jechali pierwszy raz, swoim świeżo kupionym Polskim Fiatem 125p. Dojechaliśmy na miejsce zbiórki i okazało się, że kierowca Warszawy nie ma pilota. Tak oto zostałem pilotem i całkowicie wsiąkłem. Panujący tam klimat spowodował, że po powrocie do domu nie mogłem myśleć o niczym innym tylko o tym, żeby kupić jakiegoś klasyka. Miał być w miarę tani, a przede wszystkim mieć łatwo dostępne części. Polonez odpadał, bo jedynie Borewicz wchodził w grę, a te wcale takie tanie i łatwe do znalezienia nie są. Kanta ma siostra, poza tym tych jest dużo, a części wcale nie są bardzo łatwo dostępne.
Sam nie wiem jak pojawił się pomysł Łady 2103. Może dlatego, że dziadek opowiadał jak taką jeździł, a może to po lekturze artykułu w Motorze (albo Auto Świecie – nieważne), w którym porównano 2103 ze 125p. W sumie to nieistotne. Ważne było to, że była tania, a części były dostępne bez większego problemu i w rozsądnych cenach. Zaczęło się wielkie poszukiwanie, co nie było wcale łatwe, bo ogłoszeń nie było wiele. Jak już coś się pojawiło, to nie nadawało się nawet do remontu.
Aż w końcu pojawiło się bardzo enigmatyczne ogłoszenie. Garstka informacji i brak numeru telefonu. Gdyby nie to, że lokalizacja była blisko domu to nawet bym na nie nie spojrzał. Udało się znaleźć numer w innym ogłoszeniu tego samego użytkownika. Szybka rozmowa, wsiadam w auto i jadę oglądać. Następnego dnia pojechałem ją kupić.
Nie była idealna, ale jak to mówią – było do czego spawać. Na zdjęciach z ogłoszenia nie zachwycała. Samochód wymagał zarówno remontu mechanicznego jak i blacharskiego, jednakże jego największą zaletą było to, że był kompletny, nie brakowało żadnej listewki czy innego szczegółu, a nadwozie nie wymagało gruntownej ingerencji w konstrukcję nośną.